> Stanowczo przereklamowany
>
hehe, film sprzed 7 lat, a ty mamroczesz, ze przereklamowany… ciekaw jestem kto Ci tak go reklamował, że czujesz takie rozczarowanie? ;)
Nie, nie mylisz się. Nawet na plakatach sa zniszczone mosty. Wiele osób uznało to, jako główny zarzut wobec alternatywnego zakończenia. Swoją drogą zagadkowe też jest to, skąd pojawiła się ta dziewczyna z dzieciakiem na Manhattanie… przepłynęła wpław? Jakby nie było nawet w oryginale musiała jakoś opuścić miasto i jechać w te góry i lasy. Ale jak? Rzec nie mogę ;)
oj daleko Ci do krytykowania… nie jesteś krytykiem, choć pewnie byś bardzo chciał… masz co najwyżej własną ograniczona opinię. może chociaż powiesz co Ci się konkretnie nie podobało? bo póki co, to gniotem jest twoja dziecinna wiązanka synonimów. ;]
> mysza_007 o 2008-03-18 01:42:40 napisał:
>
>dla mnie jest to typowy King……….
>do kinga trzeba na prawde odpowiednie podejscie miec , i rozkminic co on tak na prawde ma na mysli i co uwypukla
to jest film na podstawie powiastki kinga, a nie film kinga… jak można mówić o czymś co jest wtórne i jest adaptacją, że jest "typowe"? raczej "odpowiednie podejście" trzeba mieć do reżysera filmu w tym wypadku, nie? czytałem sporo rzeczy kinga i ta adaptacja to kompletna pomyłka. w ogóle historia nie przystaje do opowiadania, a film jako film jest strasznie mizerny warsztatowo, aktorsko itd. zero napięcia, zero reżyserii.
10 tysięcy przed czym?! – Jakie to szczęście móc oglądać ten film na ekranie cyfrowym w Multikinie. Szczęście
niepomierne, bo gdyby jakiś pechowiec nie miał okazji widzieć tej komputerowej bajeczki na dużym wyraźnym projektorze, ten straciłby zapewne 90% ogólnej radości (u Beowulfa 70%).
Stety-niestety dostałem, co najwyżej rozszerzoną wersję trailera. Z paroma widowiskowymi scenami i całkiem fajną dynamiką akcji. Nie wiem czy naprawdę oczekiwałem czegoś więcej. Nie można się czepiać grafiki, bo jest naprawdę czasami ujmująca. To wiem. Nie można się czepiać języka angielskiego, jakim władają bohaterowie, bo i nasz „Faraon” Kawalerowicza czysty lingwistycznie nie był. To też wiem. Ale jednak ciężko mi przetrawić tą marketingową błahość tytułu, który – nawet przy mojej baaardzo skromnej wiedzy na temat dziejów ludzkości – wydaje się jakimś nieporozumieniem, żartem może, nie wiem? 10 000 przed naszą erą, to chyba nie najbardziej błyskotliwy okres rozwoju człowieka… a już na pewno nie okres władania mieczem, okiełznania mamutów (na pustyni hehehe) czy wznoszenia piramid… yhmm… właśnie, ciekawe jakich, egipskich? ;)
Film więc traktuje trochę w cudzysłowie i zaliczyłbym do kategorii „historican-fiction”, o ile coś takiego w ogóle istnieje.
Jeśli umówicie się z samym sobą na pewną konwencję i nie będzie wam przeszkadzało, że bohaterowie zachowują się jednak paradoksalnie bardzo współcześnie, a zwierzęta (szablozębne) jak ululane tygryski w zoo – to okay, ten film ŻRE, choć czasami kwasem!
Liczyłem na maczugi i więcej przyziemnych instynktów, dostałem prawie antyczny epos, a więc 6/10.
Okropieństwo w czystej postaci… Przekrzyczany i przepłakany. Kolejne targnięcie na literacką świętość Kinga, choć w odróżnieniu do poprzednich dokonań reżysera, teraz mieliśmy do czynienia z żałosną produkcją klasy be. Bezwstydne efekty, licha obsada i przekombinowane dramatyczno-ckliwe sceny. Oddać za bilety!
3/10
Heh… nie mogę sie doczekać tych recenzji;)
faktycznie… jakieś uproszczenie i tak prostej fabuły… szczególnie to zdanie: "postanawia odnaleźć człowieka odpowiedzialnego za śmierć swego ojca". wygląda to tak, jakby dystrybutor nie wiedział, który element filmu bardziej spoilerować i wybrał mniejsze zło. ale ojciec? ciężko mi było sobie przypomnieć, ze tam był w ogóle jakiś ojciec ;)
Jeee… Dziękuję szacownej Akademii, dziękuję bardzo;)
rzoczarowanie miesiąca – rozczarowanie bezwzględne. nie dość, że opacznie potraktowałem osobę z plakatu tego filmu jako justina timberlake, to oglądając kolejne popisy aktorskie głównego bohatera, bardzo żałowałem, że nie miałem racji z tym justinem.
kompletna pomyłka, tym bardziej, że wydałem 18 PLN w ultracyfrowym multikinie, tylko po to, żeby zobaczyć przypadkową siekankę, ewidentnie zaspanego montażysty. nie ma tu – nawet jak na ten gatunek – grama dobrej gry aktorskiej (rolę samuela traktuję marginalnie), czy chociaż trzeźwego montażu, który nadał by tym wszystkim "fantastycznym mocom" bohatera odpowiedniej dynamiki. nie ma też – co mnie najbardziej zasmuciło – śladu spójnej choreografii walki. niestety, po raz kolejny twórcy postawili wszystko na "pomysł z teleportacją" myśląc naiwnie, że kilka trików komputerowych i bombardowanie superkrótkimi ujęciami załatwi robotę. no ewidentnie nie załatwiło.
co więcej, śmiać mi się chciało jak nieudolnie próbowano obudować to wszystko w średniowieczną legendę ze skoczkami i paladynami, gdzie – jak słusznie zauważył Chudy – tyle było walki, co kwadransów w godzinie. bezpodstawne i niewybaczalne. smiley
4/10
Proszę czekać…