Ekonomia na ekranie to zazwyczaj stek bzdur, a tu jest nawet, nawet, od biedy… Filmowo bardzo fajnie, ale do czasu – pod koniec te same chwyty nieco nużą.
Twór filmopodobny – przepełniony niekonsekwencjami, słabo zrealizowany (montaż, fuj), efekciarski w tak tani sposób, że aż bolą oczy. Żenada.
Pierwsza połowa to jakieś nieporozumienie i koszmarny bałagan. Potem jest dużo lepiej, ale wciąż za dużo tu niemagicznych przypadków i pseudomagii z komputera.
Historia w sumie standardowa, ale przefiltrowanie jej przez nerdowską wrażliwość dużo daje. No i wiadomo – Baymax <3 <3 <3.
Humor pierwsza klasa, fajne zakończenie, fragmenty rysowane też niczego sobie. Tylko trochę za dużo atrakcji jak na 90 minut.
Zagraj to jeszcze raz, Sam. A potem jeszcze. I jeszcze. I jesz… Ekhm, Sam? Może mógłbyś już przestać? Proszę? …Sam? (http://5kilokultury.pl/?p=673 13)
Wiarygodnie o depresji. Wszystko inne to trochę bardzo poważna sprawa, a trochę problemy pierwszego świata.
Pętla. I kolejna. I kolejna. I kolejna. Dużo tych pętli. Ale w sumie na tym polega cały dowcip. Dowcip. Dowcip. Dowcip.
Film jak jego bohaterka: odważny (bo ultraklasyczny), pełen dobroci i wierzy w magię. Branagh na króla, James na królową.
Nostalgicznie. Świetnie uchwycony moment między dzieciństwem i dorosłością. Nie wszystkie dzieciaki na równym poziomie.
Proszę czekać…