Początek i koniec rewelacyjne, pomiędzy nimi konwencjonalnie i nudnawo. Gdyby był o pół godziny krótszy, dałbym pewnie co najmniej 8/10.
Obśmiałem się jak prosię w trakcie pierwszej połowy, ale właśnie – to tylko połowa. Potem jest poważniej i, ten tego, życiowo. Na szczęście – równie wspaniale.
Druga połowa pozwala zrozumieć, dlaczego to taki wpływowy klasyk. Wcześniej jest zbyt rozwlekle (+ ta japońska maniera tłumaczenia wszystkiego w dialogach).
Jakieś 80% scen mogło być nieznośnie patetyczne i melodramatyczne. Dokładnie 0% takie jest. Magia, prawdziwa magia.
Kruger wyśmienita, dwa akty też b. dobre. Ale dlaczego trzeci wygląda tak, jak wygląda, a bohaterka podejmuje takie, a nie inne decyzje – nie mam pojęcia.
Jest tu małe pęknięcie, które trochę mnie uwiera, ale Anderson i tak potrafił (po raz kolejny) wprowadzić mnie w ten szczególny stan ekscytującej konsternacji.
Znakomite amerykańskie filmy chwalone w US of A, niedoceniane w Polsce – mamy tu już jakiś dziwny trend. Przecież to jest przepiękne!
Intryga niczym nie zaskakuje, ale to w sumie nie szkodzi, bo potrafi wyczarować trochę napięcia, a i tak całą robotę robi mistyczna otoczka. I świetne lokacje.
Fajnie, że UA odbiła się od dna, jakim był jej poprzedni film. Tym bardziej szkoda końcówki, w której okazuje się (znów), że demonem intelektu to ona nie jest.
Im dalej w las, tym lepszy, aż w końcu osiąga znakomitość. Jednak 3 godziny z takim kinem to wyjątkowo ciężka próba – myślę, że działa lepiej oglądany na raty.
Proszę czekać…