„Funhouse” Tobe Hoopera opowiada o czwórce przyjaciół, którzy pewnego dnia udali się do wesołego miasteczka. Amy, jej chłopak Buzz i dwójka przyjaciół- Liz oraz Richie świetnie się bawią, szalejąc na pośród przeróżnych atrakcji. Jednak gdy godziny otwarcia lunaparku dobiegają końca, bohaterowie nie zamierzają go opuścić. Na pozór ciekawy pomysł okazuje się dla nich istnym koszmarem, stają się bowiem świadkami zabójstwa, a skrywający twarz pod przykryciem maski zabójca, chce pozbyć się świadków. majak01
całkiem – Książka była lepsza ale co zrobic .Horrorek moze byc szkoda tylko ze potworek taki mizerniak.
Pozostałe
SPOJLEROWO → "Lunapark" to moje trzecie spotkanie z twórczością Tobe’a Hoopera (po "Duchu" i "Teksańskiej masakrze", której już zupełnie nie pamiętam – do odświeżenia). Do obejrzenia zainspirował mnie Quentin Tarantino i jego "Spekulacje o kinie". Rozpoczęcie rodem z "Psychozy" (z gumowym nożem) dawało nadzieję, na coś niezłego, ale niestety. Za długo się rozkręcał, dość szybko poczułam znużenie. Akcja rozpoczęła się dopiero po ponad połowie filmu. Postać zdeformowanego chłopaka – bardzo dobra charakteryzacja jak na tamte czasy. Postać brata głównej bohaterki – wkurzająca. Dzieciak wiedział, że jego siostra i jej znajomi mogą być w niebezpieczeństwie i nic nie zrobił.