Lekkie kino przygodowe skierowane raczej do młodego widza. Na platformie mamy wersję z dubbingiem, co w sumie się sprawdza do tego typu filmu. Znane nazwiska myślę, że miały bardziej przyciągnąć widownię. Są to raczej wystąpienia epizodyczne. Oczywiście pierwsze skrzypce gra Brown, przecież wciela się w tytułowa rolę. Niby trochę zagubiona przez kilka chwil bohaterka w kilka sekund przeobraża się w starego wyjadacza przebieranek, szpiegowania i obijania gąb. Lata szkoleń z mamusią nie poszły w las. Sama fabuła może nie jest powalająca. Realia XIX Anglii – sufrażystki, brud Londynu, kluby dla gentlemanów, kobiety w wytwornych sukniach, szkoły dla dam. I w tym Enola szukająca matki, rozwiązująca łamigłówki i odkrywającą nową sferę uczuć.
Swego czasu przeczytałem wszystkie tomy Artura Conana Doyle’a. Siostry tam nie kojarzę. Ale nowa pisarka dała jej życie. Nie czytałem, póki co, więc nie będę porównywał obu wersji. Nowe wcielenia Sherlocka są bardzo energicznie, Enola też czerpie z tych filmów. Szybki montaż, chwytliwa muzyka, sceny kaskaderskie, przełamywanie 4 ściany ostatnio też bardzo modne. Biedny Frank…
Generalnie film bardziej do popcornu, na deszczowy wieczór żeby się troszkę rozerwać, chwilami pośmiać. Ale czy wracać, nie wiem. Prędzej zobaczę znów interpretację Roberta niż wizję Millie, jeśli chodzi o rodzinę Holmes.
Ktoś to jeszcze chce oglądać?
Oby to była plotka. Jak to było Kleszcz? – same sequele i remake i tylko one nam zostały w kinie…
Pierwsze odcinki są nawet zabawne, ale im dalej w las tym więcej widać powalonych, spróchniałych drzew.
Ciekawy jest zabieg, że narratorem jest matka natura i opowiada o swoich dziełach. Ze jest pełny dubbing tutaj też się sprawdzilo. Ale niestety jak nadmieniłem wczesniej; forma szybko się wyczerpuje. Co chwilę są wrzucane te same gagi typu robaczywe ziomki, albo śpiewająca jętka. Dotrwałem do końca 1 sezonu, ale jeśli będzie następny, daruje sobie oglądanie.
Następny poziom prezentuje niższy poziom niż poprzednia część…
Lekka komedia, można powiedzieć parodia komedii romantycznych. W sam raz na wieczór z niezdrowym jedzeniem i piwkiem.
Po wyglądzie ostatecznym Pingwina mogli zamiast Colina Farrella mogli nająć Richarda Kinda. Zaoszczędziłoby na charakteryzacji… Wygląda jak brat bliźniak.
Film jest bardzo miałki. Jedynym atutem jak wielu w internecie zaznacza są efekty specjalne. Niestety nic więcej. Znane nazwiska są chyba tylko na zachętę by ktoś to raczył obejrzeć. Fabuła miejscami żenująca. Sceny zaczerpnięte z innych filmów. Jak zatrzymanie czasu i ustawianie gości weselnych od razu nasuwa skojarzenie z x-man i Quicksilver. I tekst o wymazaniu pamięci jak nic Man in Black. Główny bohater nie powala, nie mamy ochoty mu kibicować czy mu się ostatecznie uda odnieść sukces czy nie. Podejrzewam, że produkcja skończy swój żywot jak swego czasu Eragon, który też bazował na serii książek i miał być sukces ale połamały im się skrzydła. Tam u smoka, tu u wróżki.
Serial powstał na fali pierwowzoru. Nie ma nic wspólnego z nim. W sensie chociażby klimatu, zdjęć, fabuły. Serial miałki, choć Natalie Dormer dwoi się i troi (dosłownie) nie umywa się do Green. Jedynie co to pokazuje konflikt rasowy i ksenofobię Amerykanów lat 30.
Dużo lepiej wypadł dokument Metallici niż ta produkcja o Kulcie. Film nijaki. Nie przedstawił zbyt wiele o członkach zespołu, ich relacjach, lękach, pragnieniach itp.
Proszę czekać…