Aktywność

Zdumiewająca metamorfoza Borysa Szyca

Metamorfoza to trochę za dużo powiedziane. Ale trzeba przyznać, że z wyglądu się nadaje, zobaczymy jak mu pójdzie rola.

Dystans (2014)

3.5/10 – To jeden z tych filmów, które za cel stawiają sobie bycie dziwnym, innym. Tym chce stworzyć swoją jakość, ale niestety mu się to nie udaje, bo widać te nieudolne próby. "Karły – telepaci na Syberii" to brzmi dziwnie, ale na tym koniec. To podobny przypadek (choć filmy mają zupełnie inny ton) do "Iron sky", gdzie "naziści z księżyca atakują Ziemię". W obydwu przypadkach twórcy liczyli, że sam nietuzinkowy pomysł się obroni i w obydwu przypadkach nie dodali nic od siebie. Sam reżyser "Dystansu" twierdził, że najpierw przychodzą mu do głowy obrazki, a dopiero później wiąże je w fabułę. I to widać. Nieudana próba wyśmiania filmu kontemplacyjnego.
Ogólnie słabo. Plusy to ładne zdjęcia i sceneria oraz kilka dobrych motywów.

Interstellar (2014)

8/10 – Rozrywka na miarę XXI wieku. 3 godziny, które ogląda się jednym tchem za sprawą całkiem ciekawej fabuły, rewelacyjnych efektów i precyzji Nolana w konstruowaniu filmu. W "Interstellar" mocno irytowała mnie gra McConaughey’a, który po "Dallas Buyers Club" i "Detektywie" bardzo szybko stał się karykaturą samego siebie. Jednak to co najgorsze to głupota filmu, brak logiki, realizmu, kilka wręcz śmiesznych momentów i wymuszone zakończenie to sprawia, że "Interstellar" nie ma prawa być czymś więcej niż tylko rozrywką. Ale w dalszym ciągu to świetna rozrywka.
Mimo, że film oceniłem aż na 8, to podpisuję się pod tym co napisał Mis_Koralgol i pod opinią Dema (https://www.youtube.com/watch?v=plm_zFqDv8M), którzy ocenili go niżej, ale całkowicie trafili w sedno.

Ranking najlepszych filmów z Tomem Cruisem

Miejsce pierwsze to "Magnolia". Wg mnie Cruise to jeden z bardziej przecenianych aktorów, ale przyznaję, że wiele jego ważnych filmów nie widziałem.

Ściana (1982)

5.5/10 – Dobra muzyka nie zbuduje całego filmu. Po ocenach i recenzjach spodziewałem się czegoś dużego, ale niestety "Ściana" nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Całość wydaje mi się zbyt prostolinijna, nie ciekawi, ale na szczęście film jest za krótki żeby zaczął męczyć. Ogółem zawód – ale zaznaczam, że do Pink Floyd’ów mam stosunek obojętny. Teraz do "Ściany" też.

Witaj w domku dla lalek (1995)

8/10 – Świadoma zabawa kiczem i stylistyką familijnych obyczajówek typowych dla lat 90. Historia jest tu tłem dla ukazania ciekawych skrzywionych psychicznie postaci, z których każda jest "inna" i niepasująca do społeczeństwa. Film opowiada o dzieciństwie jako tym najgorszym okresie życia. Widzimy świat z perspektywy dziewczyny, która jest typową ofiarą losu wyśmiewaną i w szkole i w domu. I co chyba najlepsze w tym filmie, to to, że mimo kiczu i karykatury bardzo lekko i prawdziwie mówi o emocjach nastolatki. Druga bardzo ważna sprawa to gra aktorów – dziecięcych. Zwykle to sprawa problematyczna, ale tu byli bardzo dobrzy. I trzecia ważna rzecz to duża dawka czarnego humoru i ironii. Można powiedzieć, że to taka łagodniejsza, mniej skontrastowana wersja "Happiness". Widać, że Solondz miał już swój styl, ale nie przegiął go do granic karykatury, jak właśnie w "Happiness" (8.5/10)

House of Cards (2013 - 2018)

[S1] 8/10 – FENOMENALNA rola Kevina Spacey’ego. To co zrobił przez te 13 odcinków przeszło moje oczekiwania (które i tak były duże). Wright, Kelly, Mara i Stoll dobrze dotrzymują mu tempa, co sprawia, że pierwszy sezon zaliczam do najlepszych obsadowo seriali. Z resztą nie tylko obsadowo, bo wszytkie elementy realizacji powodują, że serial o ludziach gadających o średnio ciekawych tematach, cały czas trzyma w napięciu. Świetna historia, której wątki rozchodzą się w coraz bardziej interesujących kierunkach świetnie współgra z pokazaniem relacji, manipulacji, układów, interesów i różnych matactw. Do tego trzeba dodać kapitalne momenty, w których Underwood zwraca się bezpośrednio do kamery, mistrzowski duet Francis – Claire i to jak wydarzenia z pierwszych odcinków wpływają na zakończenie sezonu. Po prostu "domek z kart". Na pewno niedługo zabiorę się za kolejny sezon.
Jednak mam duży problem z jedną sprawą, która rzuca cień na całą moją ocenę…

SPOILER

SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER
Ciężko mi uwierzyć w jeden z kluczowych momentów sezonu, czyli śmierć Russo. Wg mnie to bardzo naciągane, że nikt odkrył prawdy. Russo siedział na siedzeniu pasażera, to wskazuje, że ktoś z nim musiał być. Dodatkowo szyba była otwarta tylko od strony kierowcy. Nawet zakładając, że sprawa mogła być zatuszowana przez komendanta policji nie jest prawdopodobne, żeby NIKT nie pomyślał o tym i nie chciał ujawnić prawdy. Od razu zostało powiedziane – samobójstwo. Nikt o nic nie pytał, no po prostu nierealne. Poza tym jest kilka innych momentów, kiedy wszystko idzie dokładnie po myśli Underwooda, w co też trudno uwierzyć.
Myslę, że ta sprawa jeszcze wróci w kolejnym sezonie, ale i tak nie będę usatysfakcjonowany tym rozwiązaniem.

Matrix Rewolucje (2003)

3.5/10 – Słabe zwieńczenie serii. Przez większość czasu skupia się na przygotowaniach do bitwy ludzi z maszynami. Przez to akcja mniej skupia się na Neo, Trinity, Morfeuszu i Smithie, a ich miejsce zapełniają postaci w najlepszym wypadku obojętne (czarny dowódca obrony Zionu), a w najgorszym straszliwie denerwujące (Niobe). Został popełniony podstawowy błąd, czyli próba wywołania emocji za sprawą bohaterów, których losy w ogóle nie obchodzą oglądających.
Fabuła została poprowadzona tak, że prawie nie ma tak efektownych sekwencji, jakie można było zobaczyć w części drugiej. Jest za to dużo maszyn-kalmarów, dużo podróży statkiem kosmicznym i dużo "superbłyskotliwych" tekstów Niobe, po których miałem ochotę przerwać oglądanie.
Wszystko co dobre w "Rewolucjach" wynika bezpośrednio z poprzednich filmów, wartości dodanej nie ma w ogóle. Najsmutniejsze jest to, że w przeciwieństwie do "Reaktywacji" oglądanie nie sprawia przyjemności, a męczy.

Matrix Reaktywacja (2003)

6/10 – Wachowscy popuścili wodze fantazji. Efekty specjalne, pościgi i walki (walka ze Smithami, sekwencja na autostradzie) imponują i bawią jeszcze bardziej niż w części pierwszej. Jednak "Reaktywacja" nie ma już tej klasy. Utracona została aura tajemniczości i mroku. Spory zawód to przede wszystkim Zion – zupełnie inaczej sobie wyobrażałem ostatnie miejsce, gdzie żyją ludzie. Postacie także rozwinęły się w niewłaściwym kierunku. Neo jest już tylko niezniszczalną maszynką do zabijania.
Duży minus to to, że momenty akcji nie wynikają z fabuły, tylko są do niej dodatkiem, a część pierwsza była wzorcowa, jeśli chodzi o połączenie rozrywki z rozwojem fabuły.
Mimo wielu wad to nadal świetna rozrywka i nie da się na niej nudzić.

Matrix (1999)

8.5/10 – Żałuję, że dopiero teraz obejrzałem jedną z moich największych zaległości. Rewelacyjne rozrywkowe sci-fi z klasą. Sama wizja przyszłości ciekawa, ale też po prostu śmieszna. Właściwie "Matrix" nie ma większych minusów, ale jeśli miałbym wymienić jakiś element, byłby to tylko Keanu Reeves, który nie do końca mnie przekonał. Pozostali aktorzy, na czele z Hugo Weavingem się sprawdzili.
Wachowscy zrewolucjonizowali kino, "Matrix" nie bez powodu jest kultowy, a ja nie jestem w stanie się do niczego przyczepić. Bawiłem się świetnie.

Proszę czekać…