@dawidek98
@pajki_filmaniak Dla mnie cienkie jest "Pożegnanie z Afryką".
@simonperch Sam bym lepiej tego nie ujął.
@Levi Najlepszy film 1962 roku. Kocham ten film, mimo że widziałem tylko dwa razy.
Najlepszy film lat sześćdziesiątych ex aequo z "2001: Odyseją kosmiczną" Stanleya Kubricka. Peter O’Toole, Alec Guinness i Anthony Quinn zagrali swoje życiowe, przewspaniałe kreacje. Muzyka Maurice’a Jarre’a jest w tym monumentalnym arcydziele po prostu fenomenalna – idealnie komponowała się z konkretnymi scenami oraz sytuacją u poszczególnych bohaterów. Ten film mogę wprost chwalić w nieskończoność i oglądać. Prawdziwy Thomas Edward Lawrence byłby bardzo dumny z jego epopei nakręconej w 1962 roku. Mam nadzieję, że tam w zaświatach podziękował ekipie filmu za bardzo wierne oddanie jego życia, a zarazem jego udział w walce w tak zwanej kampanii synajsko-palestyńskiej. Zauważcie państwo, że film zaczyna i kończy się jazdą pojazdem. W pierwszej scenie główny bohater jedzie motorem, a w ostatniej jeepem. Orgazm u człowieka gwarantowany. Oglądanie tego filmu to sam seks – ponadczasowe, fajne, a zarazem nieśmiertelne dzieło. Nie szkodzi, że został nakręcony w przestarzałym Technicolorze, bo tematyka filmu, a zarazem cała główna otoczka (scenografia, aktorstwo, muzyka, zdjęcia, a zarazem brawurowo wykonane kostiumy) dają nam przeczucie obcowania z naprawdę galaktycznym arcydziełem. Gdybym poleciał do Jordanii, to bardzo chętnie odwiedziłbym Akabę, tak często wymienianą przez bohaterów, albo Kair w Egipcie. Człowiek aż czuje, że znajduje się z Lawrence’m w tych miejscach, w których on był. Naprawdę, bardzo, ale to bardzo mi się podobało. Nawet udźwiękowienie a zarazem efekty się nic a nic nie zestarzały i mam nadzieję, że kolejne pokolenia będą się zakochiwały w tym doskonałym i majestatycznym dziele sztuki. W dodatku reżyserem tego filmu jest mój świętej pamięci imiennik. Davidzie Lean, wiedz że Twoim filmom dzisiejsi reżyserzy nigdy nie dorównają. Statyści, aktorzy drugoplanowi to byli wręcz genialni pomocnicy wielkiej trójcy aktorów grających główne role. Siedem Oscarów aż dostał, co świadczy o tym jak wieczne jest to widowisko. Od pierwszej do ostatniej minuty filmu ciarki na ciele ma się murowane! Polecam dosłownie każdemu, nawet temu, kto nie interesuje się kinematografią czy I wojną światową (1914-1918). Remake tego fenomenu mi się absolutnie nie widzi, bo Lawrence z Arabii jest tylko i wyłącznie jeden.
Bardzo dobry film, który uczy człowieka czym grozi zadawanie się z nieodpowiednim towarzystwem. Upadkiem zasad moralnych i brakiem wartości przede wszystkim. Aktorstwo pierwsza klasa! Wielcy w tym filmie są Sean Penn, Nick Nolte, Jennifer Lopez, Jon Voight i Billy Bob Thornton. Ta piątka cała pokazała pełnię swoich możliwości. Lepiej się bawiłem i oglądałem z większym zaciekawieniem, aniżeli "Urodzonych morderców" tego samego reżysera. Wypalił się po 2000 roku, ale wcześniej nakręcił trochę perełek w swoim gatunku. A najlepsza była scena, jak kompletnie zakrwawiony bohater próbuje odpalić samochód i nagle wydostaje się czarna woń, która ostatecznie go zabija. Super, super i jeszcze raz super.
W podstawówce bardzo mi się podobał – dzisiaj chętnie też bym sobie odświeżył. Udane połączenie inteligentnej komedii z horrorem.
@Chemas Mnie w sumie też – wogóle Aardman tworzył fajne filmy animowane. Wallace i Gromit w 2024 roku mają powrócić z nowym filmem krótkometrażowym na Netflixie.
Mocne. Nick Park trzyma poziom.
Wyraz pyska pingwina jest nie do przecenienia. Kiedyś bardziej mi się podobała ta krótkometrażówka, aniżeli teraz. Ale sentyment został do dzisiaj i chętnie bym sobie odświeżył.
Rewelacyjny film. Nie żałuję, że go obejrzałem. Na plus bardzo dobra kreacja Mela Gibsona (mało znany wówczas aktor), połączenie muzyki klasycznej z "Oxygene" Jeana-Michel Jarre’a oraz ukazanie końcowej bitwy pod tytułową Gallipoli. Szczerze powiedziawszy, zgadzam się z krytykami że lepszy od Mad Maxa, bardziej udany pod względem historii, odpowiedniego tempa czy rozwinięcia scenariusza w trakcie trwania realizacji. Podobało mi się też unikanie drastyczności, a zarazem pokazanie życia dwóch młodych przyszłych żołnierzy przed wyjazdem by walczyć na I wojnie światowej. Mało kto już wie, że okres 1914-1918 był nazywany Wielką Wojną. Ale dzięki naszej kochanej Wikipedii przybywa świadomych internautów. Tym niemniej serdecznie polecam. Bardziej mi się podobał, aniżeli błędny historycznie i okrzyczany tu i ówdzie "Braveheart: Waleczne serce".
Proszę czekać…