Real girl in utopian world – Pierwsze wrażenie – film o ludziach dobrych. Drugie – film wpisuje się w nurt utopijnego kina o tym jakim to cudownym i tolerancyjnym krajem jest Ameryka. Ale jeśli przymkniemy na to oko i przyjmiemy to jako licentia poetica, wówczas jawi nam się cudowna historia o tym jak podając komuś rękę można go przywrócić światu. Larsowi podało rękę całe miasteczko, miał niewiarygodne szczęście spotykając na swej drodze ludzi, którzy chcieli mu pomóc. A może to on ich zmieniał ?
Tak czy inaczej Ryan Gosling jawi się dla mnie jako aktor wręcz doskonały. Oglądałem ten film zaraz po doskonałym "Drive" i widzę, że Ryan do każdej roli przybiera inny styl aktorstwa. To wręcz niesamowite móc obserwować jak dziwne i ciekawe postaci potrafi kreować.
Wysoka ocena tego filmu głównie za aktorstwo, nie tylko Goslinga.
I nie dajcie się zwieść temu co piszą, że to komedia. Jeśli kogoś coś śmieszy w tym filmie to znaczy, że nie powinien go oglądać.
Mistrzostwo – Zawsze lubiłem filmy Almodovara ale ten mnie po prostu powalił na kolana. I nie tylko chodzi o pokrętną fabułę ale o genialne zgranie wszystkich elementów całość, która idealnie współgra: muzyka, obraz, aktorstwo, scenografia – wszystko niesamowicie wyszukane, w najlepszym guście.
Znam opinie wielu, którym tym film się nie podoba, zresztą nazwanie go "interesującym" uważam za totalne nieporozumienie. Almodovar wciąga widza w swoją skomplikowaną układankę, zmusza do przemyśleń sięgających daleko poza film.
Gorąco polecam, ale muszę przyznać, że film tylko dla ludzi otwartych, którzy potrafią balansować po cienkiej linii pomiędzy almodovarowską ironią a realizmem.
Rewelacyjny – Doskonały film.
Ktoś już wcześniej doszukiwał się podobieństw do twórczości Eeastwooda i ja również uważam, że film czerpie z Clinta garściami oczywiście bez bezpośredniego naśladownictwa i bez charakterystycznej ckliwości. Jeśli już tak bawimy się w porównania do Eastwooda to brakowało mi w tym filmie choć szczypty cynizmu lub sarkazmu. Ale przez to film jest bardziej poetycki i mocno wyszukany pod względem wizualnym. Genialnie budowane sceny i doskonałe aktorstwo. Ryan Gosling stworzył niezapomnianą kreację aktorską, która moim zdaniem od lat nie ma równej – jakby autystyczny bohater, który w pewnych momentach potrafi się wynurzyć i kąsać ostro słowem lub pięścią – zupełnie jak skorpion, którego nosi wyszytego na kurtce.
Trudno powiedzieć dla kogo może być ten film – na pewno na dla fanów sensacji, również nie dla wielbicieli filmów obyczajowych – tych może razić brutalność. Na pewno nie jest to film dla miłośników samochodowych pościgów w stylu Szybkich i Jeszcze Bardziej Mega wściekłych, choć sceny samochodowe są tutaj wręcz doskonałe.
Ten film jest po prostu dla mnie :)
> miodzik o 2011-12-12 15:02 napisał:
> No tak, z całą pewnością to nie jest piaskownica, w której chciałbym się bawić -
> wcale nie jest tak, że horror musi być durny i zaspokajać tylko niewybredne
> gusta :)
Owszem, nie musi ale może :)
Horror to bardzo szerokie pojęcie: jest tam miejsce dla mocno realistycznych filmów / książek, na rzetelną analizę ludzkiej psychiki, anatomię strachu i jest też miejsce na prostą rozrywkę dziwnie dotykającą pierwotnych lęków i instynktów.
Dopatrujesz się braku logiki w tym, że kilometr od osiedla nie ma zasięgu i nikt nie reaguje na wybuch domu a nie dziwi cię fakt, że facet wypija ludzką krew, żyje kilkaset lat i nie ma odbicia w lustrze ?
Jeśli szukasz racjonalnych wyjaśnień, to nie jest film dla ciebie, tutaj jest pewna konwencja, którą można przyjąć lub nie. Ale jeśli ją odrzucisz nie mam mowy o dobrej zabawie.
Wieje pustką – Żałosne, jak niektórzy twórcy filmowi desperacko próbują odtworzyć fenomen jakim był Pulp Fiction.
Aaron Harvery ma do tego niemal wszystko: doborową obsadę, talent do tworzenia ciekawych sytuacji, niezłe dialogi, potrafi to wszystko pokazać w ciekawy sposób. Ale brakuje tego czegoś, co sprawiało, że Pulp Fiction wciągało jak wir niemal od pierwszych minut. Catch.44 jest po prostu nudny. Oglądałem go z nadzieją, że tak dobrze zapowiadający się film musi coś w sobie mieć, coś co w każdej następnej minucie zacznie mnie przykuwać do fotela, ale nic takiego nie nastąpiło. Pustka. Kilka ciekawych scen, dobrze zagrana rola Whitakera, poprzestawiana chronologia, ale nic poza tym. Niczemu to nie służy.
Acha, i nie dajcie się zwieść tej wielkiej głowie Willisa na plakacie. Pokazał się przez kilka minut, wygłosił dwa monologi i to tyle.
Główną rolę zagrała Malin Akerman znana głównie z kiepskich filmów i z tego, że wygląda jak młodsza, szczuplejsza wersja Xeny, Wojowniczej Księżniczki.
Nie mieszajmy do tego Martwego zła :) Takie filmy to zupełnie inna bajka i pewnego rodzaju kult podobnie jak Żywe trupy G. Romero. Tam efekty miały być puszczaniem oka do widzów, w zamierzeniu miały straszyć i bawić jednocześnie. J. Carpenter chciał stworzyć pseudo-naukowe s-f z zacięciem realistycznym a wyszła mu naiwna historyjka pełna nielogiczności. Ktoś, kto w życiu nie miał żadnej książki Lema w ręku może to kupić.
Zrozum Quagmire, jeszcze kilka dni temu przyznałbym ci rację, ale zdecydowałem się na ten śmiały krok i po kolejnym seansie widzę, że ten film po prostu postarzał się.
Zresztą widzę, że dyskusja zmierza w kierunku czy lepsze są kukły oblane śluzem, czy komputerowe potworki, to ślepy zaułek. Chociaż jeśli masz szacunek dla pracy Bottina to czemu ujmować zasługi grafikom komputerowym, którzy poświęcają swój czas i talent na rzeźbienie w polygonalnej "glinie" ? Medium inne ale efekt podobny.
Wszedłem tutaj z zamiarem napisania, że nienajgorszy był ten film ale wszyscy tak po nim jadą wychwalając jednocześnie oryginał, że zwątpiłem i postanowiłem pooglądać jeszcze raz film Carpentera.
I to był błąd. Oglądając go jako nastolatek byłem zachwycony i zanotowałem go sobie w pamięci jako mistrzowskie kino z przesłaniem. Kiedy pooglądałem go wczoraj – z trudem dotrwałem do końca. Straszny gniot. A doszukiwanie się w nim jakiegokolwiek przesłania uważam za młodzieńcze urojenia. Pełen niekonsekwencji fabularnych i koszmarnych naiwności kiepsko zagrany bełkot ze śmiesznymi efektami.
Wątek naukowy ? Ten pseudonaukowiec Blair gapiący się w animację pożerających się komórek narysowanych grubymi pixelami na ekranie swojego Atari ? Żałosne.
Naprawdę, jeśli nie chcecie sobie psuć dobrych wspomnień nie oglądajcie oryginału.
Zamiast tego polecam wam nowy remake/prequel. Odżyje w was jakieś fajne wspomnienie i tyle.
Nie warto tego drążyć.
Totalne zaskoczenie – Spodziewając się jakiegoś gniota w stylu kolejnego Krzyku zostałem całkowicie zaskoczony, bo właśnie obejrzałem jajcarski film o wampirach. Horror zawsze jest balansowaniem pomiędzy komedią a terrorem i tutaj szala lekko przechyla się w stronę komedii to jednak film obfituje w kilka świetnych scen, które zaskoczyły mnie pozytywnie (scena pościgu a potem pojedynek z wampirem w muzeum pełnym gadżetów przeznaczonych do walki z wampirami). Świetna obsada, doskonale w tej roli wypadł Collin. Zupełnie niepotrzebnie robili mu taką potworkowatą charakteryzację momentami (czy twórcy filmów nie wiedzą, że zawsze w takich momentach publiczność w kinie pęka ze śmiechu ?). Trochę kiepska końcówka ale i tak film dostał u mnie 7/10 a to całkiem sporo w mojej skali.
Wielbiciele starych filmów pewnie się odezwą, że oryginał był lepszy. Stare filmy podobały nam się bo byliśmy wtedy nastolatkami – teraz nie da się ich oglądać, bo są przerażająco kiepskie. To kiepsko o nich świadczy, skoro tak szybko się postarzały.
Ja też jestem zdania, że nordycka część ekipy jest bardziej przekonująca niż amerykanie.
Quagmire: od dzisiaj hasło 'no slime – no fun' staje się moim mottem :D
Proszę czekać…