Punkrockowiec głupszy niż ustawa przewiduje. Może dostać kulkę w ten durny łeb i strzela focha, że… nie może wyjść na plażę.
Brak Sonny’ego, więc Tubbs i Switek w duecie. Nie przepadam za politycznymi odcinkami, ale tutaj nie było tak źle. A w tle Sinéad O’Connor… "I Want Your Hands On Me".
Czuć, że klimat lat 80. powoli się kończy, a serial zmierza do finału. Może to i lepiej. "Miami Vice" i lata 90. – nie klei mi się to. Pruitt Taylor Vince dobrze wypadł.
Nie przepadam za wątkiem z byłą żoną porucznika Castillo. Przy tym odcinku tylko się w tym odczuciu umocniłam. Zrobiła mu nadzieję, a potem go zostawiła. Pinda.
Sonny nareszcie przypomniał sobie kim jest. Finał odcinka rewelacyjny. Sonny wraca na posterunek. Detektywi są zaskoczeni i mierzą do niego z pistoletów (oprócz Giny i Castillo). A w tle "Don’t give up" Petera Gabriela ("You still have us…"). To było niesamowite.
Policjanci z Miami szybko pogodzili się z tym, że Sonny ot tak został przestępcą. Nawet nie zadali sobie trudu, żeby dokładnie sprawdzić co mu jest, czy nie odbiło mu po tym wszystkim, co przeżył. Spotkanie Sonny’ego i Rico creepy. Ten drugi nawet nie wiedział, że jego przyjaciel ma amnezję.
Sonny traci pamięć i staje się Burnettem. Zawsze mnie zastanawiało dlaczego nikt go nie szukał w szpitalu, tylko od razu przyjęli, że zginął na tej łodzi. Gangster go szybciej znalazł, niż przyjaciele z policji. W epizodzie młodziutka Julia Roberts. Jakoś nie pasowała mi do swojej roli.
Postać Franka Hackmana aż prosiła się o powrót. Wyszedł chyba najlepszy odcinek czwartego sezonu. Poza tym, po tragedii – wejście Sonny’ego w mrok. Potem niby było już lepiej, ale zemsta musiała się dokonać.
"In the Air Tonight". Kiedy odcinek rozpoczyna się tą piosenką jest nadzieja, że będzie dobrze i… nie było tak źle. Pokazano urywki z życia Sonny’ego (wybrano najlepsze sceny z poprzednich odcinków). "Wiesz, że gdzieś jest kula poznaczona dla ciebie?" Odcinek z Evanem to też był sztos. "Człowiek powinien żyć, a nie tylko egzystować" – Izzy Moreno.
Stanley Tucci ponownie w roli Franka i ponownie wypadł rewelacyjnie. Szkoda, że scenarzyści nie dali szansy Ginie i Sonny’emu. To byłoby ciekawsze od tych wszystkich przypadkowych romansów.
Proszę czekać…