Bracia

7,4
6,7
Miłosny trójkąt. Opowieść o pułapkach miłości, trudnych wyborach, pożądaniu i wielkiej namiętności. Pewnego dnia Grace (Natalie Portman) dowiaduje się, że jej mąż Sam (Tobey Maguire), żołnierz armii amerykańskiej, ginie w czasie tajnej misji. Wiadomość o śmierci Sama to cios dla całej rodziny. Jego brat Tommy (Jake Gyllenhaal) zaczyna pomagać zrozpaczonej dziewczynie. Z czasem Grace i Tommy zbliżają się do siebie. Wtedy okazuje się, że Sam jednak żyje…

Krótko o filmie

Bracia” – nie pożądaj żony bliźniego swego… Film „Bracia” (oryg. „Brothers”) to historia miłosnego trójkąta, który połączył Natalie Portman, Tobeya Maguire’a i Jake’a Gyllenhaala, trzy hollywoodzkie gwiazdy młodego pokolenia w kreacjach na miarę Oscara. Przejmująca, trzymająca w napięciu opowieść o pułapkach miłości, trudnych wyborach, pożądaniu i wielkiej namiętności. „Bracia”, długo oczekiwany film Jima Sheridana, reżysera sześciokrotnie nominowanego do Oscara, to prawdziwy emocjonalny rollercoaster. W filmie usłyszymy muzykę grupy U2. Pewnego dnia Grace (Natalie Portman) dowiaduje się, że jej mąż Sam (Tobey Maguire), żołnierz armii amerykańskiej ginie w czasie tajnej misji. Wiadomość o jego śmierci to cios dla całej rodziny. Również dla jego brata, Tommy’ego (Jake Gyllenhaal), który w naturalnym odruchu zaczyna pomagać zrozpaczonej dziewczynie. Z upływem czasu Grace i Tommy zbliżają się do siebie. Gdy nie są już w stanie dłużej ukrywać wzajemnej fascynacji i godzą się na rodzące się między nimi uczucie, okazuje się , że Sam żyje… „Bracia” – to film, w którym serce musi stoczyć walkę z rozumem, pożądanie z miłością, wierność z namiętnością. Czasami miłość zakrada się do serca jak złodziej „Bracia” w kinach od 21 maja!

Istna kopalnia emocji. Jake Gyllenhaal i Tobey Maguire są porażająco autentyczni. Jeanne Wolf, parade.com

Przejmujący i porywający obraz. Niezwykłe, wręcz hipnotyzujące doświadczenie. Jim Sheridan stworzył dzieło na miarę Oscara, więc koniecznie trzeba to zobaczyć. Tobey Maguire zagrał najlepszą rolę w swej karierze. Pete Hammond, Boxoffice Magazine

Porywający! Pięknie zagrany! Michael Phillips, Chicago Tribune

Tobey Maguire jest doskonały. To jedna z najlepszych ról roku! Dean Richards, WGN-TV Chicago

Jeden z najlepszych filmów roku. David Moss, WJW-TV Cleveland

Jeden z najbardziej poruszających filmów, jakie widziałam! Tobey Maguire zagrał swoją życiową rolę. Sandie Newton, KTVT-TV Dallas

Głęboki, przyprawiający o dreszcze, porywający. Wybitne role Tobeya Maguire’a, Natalie Portman i Jake’a Gyllenhaala. Kevin Steincross, KTVI-TV St. Louis

Zdecydowanie najlepszy z filmów, które widziałem w 2009 roku. Tobey Maguire zagrał najlepszą rolę w karierze. Natalie Portman zasłużyła na nominację do Oscara. Richard Roeper, richardroeper.com

Obsada

NATALIE PORTMAN (Grace Cahill) Zadebiutowała w 1994 roku rolą Matyldy w filmie Luca BessonaLeon zawodowiec”. Zdobyła Złoty Glob za najlepszą rolę drugoplanową i została nominowana do Oscara za rolę w „BliżejMike’a Nicholsa. Niedawno ukończyła zdjęcia do filmu „Wasza WysokośćDavida Gordona Greena i do „Czarnego łabędzia” („Black Swan”) Darrena Aronofsky’ego. W 2010 roku zobaczymy ją w filmie „ThorKennetha Branagha, gdzie wciela się w rolę Jane Foster, obiektu uczuć tytułowego bohatera. Natalie Portman wystąpiła w blisko trzydziestu filmach, takich jak: „Gorączka”, „Piękne dziewczyny”, „Wszyscy mówią: Kocham cię”, „Marsjanie atakują!”, „Wszędzie byle nie tu”, „Gdzie serce twoje”, „Wzgórze nadziei”, „Powrót do Garden State”, „V jak Vendetta”, „Zakochany Paryż”, „Duchy Goi”, „Jagodowa miłość”, „Pana Magorium cudowne emporium”, „Kochanice króla” i „Zakochany Nowy Jork”. Ponadto wystąpiła w trzech epizodach „Gwiezdnych wojen” George’a Lucasa: „Mrocznym widmie”, „Ataku klonów” i „Zemście Sithów”. Wystąpiła również w sztuce teatralnej „Mewa” wyreżyserowanej przez Mike’a Nicholsa w ramach projektu „Szekspir w Parku”. Partnerowali jej Meryl Streep, Kevin Kline i Philip Seymour Hoffman. Zagrała również na Broadway’u w adaptacji „Dzienników Anny Frank” w reżyserii Jamesa Lapine’a.

TOBEY MAGUIRE (Sam Cahill) Właśnie zakończył zdjęcia do filmu „The Details” w reżyserii Jacoba Aarona Estesa, gdzie wystąpił u boku Laury Linney. W 2007 roku ponownie spotkał się z reżyserem Samem Raimim na planie „Spider-Mana 3”. Ich współpraca przy poprzednich dwóch częściach tego projektu należy do najbardziej owocnych w historii kina. Wszystkie trzy epizody znalazły się w pierwszej piętnastce najbardziej kasowych filmów. Maguire wystąpił również w filmie „Niepokonany SeabiscuitGary’ego Rossa. Epicka opowieść o wyścigowym koniu zdobyła aż siedem nominacji do Oscara. Wśród innych filmów z jego udziałem należy wymienić następujące obrazy: „Dobry NiemiecStevena Soderbergha z George’m Clooneyem i Cate Blanchett; „Przejrzeć Harry'ego” w reżyserii Woody’ego Allena; „Las Vegas paranoTerry’ego Gilliama; „Burzę lodowąAnga Lee; pierwszą rolę u Gary’ego Rossa w „Miasteczku Pleasantville” u boku Reese Witherspoon; rolę we „Wbrew regułomLasse Hallströma, gorzkiej opowieści o dojrzewaniu – film zdobył siedem nominacji do Oscara.

JAKE GYLLENHAAL (Tommy Cahill) W 2005 roku Brytyjska Akademia Sztuk Filmowych i Telewizyjnych BAFTA oraz National Board of Review przyznały Jake’owi Gyllenhaalowi nagrodę za najlepszą rolę drugoplanową (aktor otrzymał również nominację do Oscara oraz nagrody Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych SAG) za przejmująco zagraną postać Jacka Twista w „Tajemnicy Brokeback MountainAnga Lee. Obecnie Gyllenhaal pracuje nad filmem Edwarda ZwickaMiłość i inne używki”, w którym gra u boku Anne Hathaway. Niedawno zakończył zdjęcia do filmu „Książę Persji: Piaski czasu”. Ostatnio wystąpił w „TransferzeGavina Hooda u boku Meryl Streep, Alana Arkina, Reese Witherspoon i Petera Sarsgaarda. Zagrał również w wysoko ocenionym przez krytykę „Zodiaku” w reżyserii Davida Finchera, gdzie jego partnerami na planie byli Robert Downey Jr. i Mark Ruffalo. Filmografia aktora obejmuje role w takich filmach, jak: „Jarhead: Żołnierz piechoty morskiejSama Mendesa; „DowódJohna Maddena z Anthony’m Hopkinsem i Gwyneth Paltrow; „Życiowe rozterkiMiguela Artety; „Mila księżycowego światłaBrada Silberlinga; „Pięknie i jeszcze piękniejNicole Holofcener oraz w kultowym „Donnie DarkoRicharda Kelly’ego, gdzie zagrał przełomową dla swej kariery rolę tytułowego bohatera.

SAM SHEPARD (Hank Cahill) Aktor, scenarzysta, reżyser i dramatopisarz. W 1979 roku otrzymał nagrodę Pulitzera za trzyaktową sztukę „Buried Child”. Inne dramaty jego autorstwa to: „Angel City”, „Curse of the Starving Class”, „Killer’s Head”, „The Mad Dog Blues”’ „Cowboy Mouth”, „The Rock Garden”, „True West”, „The God of the Hell”, „Fool fot Love”. W 1970 roku wspólnie z Michelangelem Antonionim napisał scenariusz „Zabriskie Point”. Później zdobył uznanie krytyków jako autor scenariusza do „Paryż, TeksasWima Wendersa. Jako aktor debiutował w filmie „Renaldo i ClaraBoba Dylana. W tym samym roku zagrał u boku Richarda Gere’a w „Dniach niebiosTerrence’a Malicka. W następnych latach zagrał wiele dobrych i znaczących ról, między innymi w: „Resurrection”, „Przybłędzie”, „Frances” z Jessicą Lange. Rola w „Pierwszym kroku w kosmosiePhilipa Kaufmana przyniosła mu nominację do Oscara. Ponownie spotkał się z Jessicą Lange na planie filmów „Pułapka” i „Zbrodnie serca”. Zagrał główną rolę w adaptacji „Chorej miłości” w reżyserii Roberta Altmana. Inne filmy, w których zagrał znaczące role, to: „Baby Boom”, „Stalowe magnolie”, „Bezbronna”, „Na rozkaz serca”, „Świetlisty anioł”, „Raport Pelikana”, „Cedry pod śniegiem”, „Hamlet”, „Rącze konie”, „Obietnica”, „Kod dostępu”, „Helikopter w ogniu”, „Pamiętnik”, „Niewidzialny”, „SEXiPIStOLS”, „Nie wracaj w te strony”, „Powracający koszmar”, „Walker Payne”. Ostatnio wystąpił u boku Brada Pitta w filmie „Zabójstwo Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. Można go było również zobaczyć w „Przypadkowym mężuGriffina Dunne’a i w „Skazańcu”, gdzie zagrał z Valem Kilmerem. W najbliższym czasie zobaczymy go w „Fair GameDouga Limana z Seanem Pennem i Naomi Watts oraz w „Inhale”, gdzie jego partnerami będą Dermot Mulroney i Diane Kruger.

MARE WINNINGHAM (Elsie Cahill) Była nominowana do Oscara oraz wyróżniona nagrodą Emmy. Ma na swym koncie ponad pięćdziesiąt filmów kinowych i telewizyjnych. Za rolę w filmie „George Wallace” otrzymała nagrodę Emmy oraz nominację do Złotego Globu, a także nagrodę Gildii Amerykańskich Aktorów Filmowych SAG. Ponadto otrzymała nagrodę Emmy za rolę w „Bursztynowych Falach” oraz była trzykrotnie nominowana do tej nagrody za role w „Love is Never Silent” (Hallmark), „Po sąsiedzku” (Hallmark), „Prawo i bezprawie” (NBC). W 2003 roku zadebiutowała jako aktorka serialowa w „The Brotherhood of Poland, New Hampshire”. W 2004 roku zdobyła kolejną nagrodę Emmy. Otrzymała ją za rolę w „Zdarzył się cud” , reżyserskim debiucie Salmy Hayek. Za drugoplanową rolę w filmie fabularnym „Georgia” otrzymała nominację do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, nagrody SAG oraz nagrody Independent Spirit Award. Wystąpiła w takich filmach, jak: „Wyatt Earp”, „Ognie św. Elma”, „Turner i Hooch”, „Wojna”, „Cudowna mila”, „Cisi ludzie”. Ostatnio wystąpiła u boku Kevina Costnera w filmie „Najważniejszy głos”, zrealizowany przez wytwórnię Disneya. Obecnie można ją oglądać w serialu „Chirurdzy”.

Rozmowa z Jake'em Gyllenhaalem

Jak doszło do tego, że zagrałeś w „Braciach”? O roli dowiedziałem się przy okazji spotkania z Jimem Sheridanem, które dotyczyło zupełnie innych spraw. Uważam, że Jim jest niesamowity. Dobijam się do różnych reżyserów i usiłuję ich przekonać, że powinni mnie obsadzić w swoich filmach. Podobnie było z Jimem. Okazało się, że zawodowo jest nam po drodze. Kiedy więc padła propozycja, nie zastanawiałem się ani chwili, bo zawsze wiedziałem, że chcę z nim pracować.

Co tak bardzo cię pociąga w jego reżyserii? Uważam, że czasem filmy miewają działanie terapeutyczne dzięki sposobowi, w jaki przedstawiają niektóre sprawy. Filmy Jima pozwalają na chwilę się zatrzymać, zastanowić. Proces tworzenia filmu jest wszystkim, co aktor z tego ma. Oczywiście potem razem ten film sprzedajemy, omawiamy go na tysiąc sposobów, ale zawsze najważniejszy jest sposób, w jaki film powstaje. Jim od początku gwarantował uczciwość i określoną intymność procesu tworzenia. Nie zakładał już na samym wstępie, że efekt końcowy naszej wspólnej pracy musi być powalający. Wszystko odbyło się na zasadzie: „dobra, bierzemy się za to, będziemy jedną wielką rodziną i będziemy tu mieli niezły burdel”. To podczas pracy z Jimem w mojej głowie narodził się pomysł postaci Tommy’ego.

Znałeś Tobeya Maguire’a jeszcze zanim spotkaliście się na planie, prawda? Tak, często słyszałem od różnych ludzi, że jestem do niego podobny, więc uznałem, że Jim miał świetny pomysł, żeby obsadzić nas w roli braci. Ten film powstał po to, żeby ludzie wreszcie zobaczyli, że jednak nie jestem Tobeyem (śmiech). Do wszystkich taksówkarzy z Nowego Jorku: „Nie jestem Spider-Manem”. A tak poważnie, to bardzo się ucieszyłem, że aktor tak wybredny jak Tobey przyjął rolę w tym filmie. Zwłaszcza że nie narzeka na brak ciekawych propozycji. Zakumplowaliśmy się i rywalizujemy ze sobą.

Co masz na myśli mówiąc o rywalizacji? Nie da się jej uniknąć między aktorami na planie, ale myślę, że u jej podstaw leży wzajemny podziw. Kiedy zaczęły się próby z Jimem, dużo rozmawialiśmy. Zauważyłem, że Tobey ma mnóstwo własnych przemyśleń i pomysłów. Zdumiewające jak klarownie potrafi je przedstawić. Jak z nimi do mnie przychodził, miał wszystko starannie dopracowane, pozapisywane. Tobey zawsze angażuje się na 100%. Zadzwonił do mnie jak tylko zdecydował się przyjąć rolę.

Macie więc bliski kontakt? Zaprzyjaźniliśmy się i tak już zostało. Tobey dzwonił do mnie jak miał ochotę poćwiczyć. Graliśmy razem w kosza. Pozrywałem sobie przez to ścięgna w nodze. Pieprzyć go za to (śmiech). Ale żaden z nas nigdy nie ukrywał, że podziwiamy siebie nawzajem, ale też rywalizujemy ze sobą. Podobnie rzecz się miała z Jimem. Raz na planie podszedł do nas i mówi (Jake imituje irlandzki akcent reżysera): „Jake, pamiętaj, grasz młodszego brata, więc będę musiał cię nienawidzić”. Poważnie, mówił: „Nienawidzę cię”. Albo innym razem: „Pieprzony koleś. Normalnie kiedyś go zabiję!”. Wiesz, co wygadują aktorzy, kiedy promują film: „Och, on jest naprawdę wspaniały. Odlewa się lemoniadą i sra tęczą” (śmiech). I takie tam dyrdymały. Prawda jest taka, że my naprawdę siebie podziwiamy. Jim, Tobey, Natalie; wszyscy byli niesamowici.

Podobno przygotowując się do roli odwiedziłeś kilka zakładów karnych? To prawda. Najpierw pojechałem do więzienia stanowego w Lancaster, a potem obejrzałem parę poprawczaków. Jakie to doświadczenie? Bardzo pouczające. Podczas pierwszej wizyty uświadomiłem sobie, że facet z taką budową ciała, jaką wtedy miałem, po prostu by tam nie przetrwał. Nie dałby rady fizycznie. Wiedziałem już więc, że aby wypaść wiarygodnie, muszę nabrać masy. Byłem też na zajęciach w ramach kursu kreatywnego pisania dla więźniów. Poznałem trzy osoby, które brały w czymś takim udział. W Lancaster rozmawiałem z młodym chłopakiem, który skończył taki kurs w poprawczaku. Siedział za niewinność. Wiem, wszyscy więźniowie tak mówią, ale on naprawdę był niewinny i mimo to trafił za kratki. Potem poznałem dzieciaka, który dzień wcześniej dostał dożywocie. Miał tylko osiemnaście lat. Jego dziewczyna zeznawała przeciwko niemu. I wreszcie trzeci chłopak, który po wyjściu na wolność zgłosił się do L.A. Conversation Court i zaczął z nimi współpracować, dzięki czemu diametralnie zmienił swoje życie. Poznałem go z Jimem. Ten dzieciak opowiedział nam mnóstwo fantastycznych historii. Jim stwierdził: „To urodzony aktor. Musimy wziąć go do naszego filmu”. I tak zrobiliśmy. Zagrał razem z Tobeyem w scenie w helikopterze.

Po rolach w filmach „Jarhead: Żołnierz piechoty morskiej” oraz „Transfer” masz na koncie udział w produkcjach o tematyce wojennej… Zabawne, że ludzie uważają „Braci” za film wojenny. Wiem, co mówię, bo grałem w takich filmach. Dla mnie jest to raczej zapis podróży, w którą wyrusza bohater grany przez Tobeya. To film o jego długiej drodze do domu. Jest tu rzecz jasna mnóstwo różnych skomplikowanych wątków, lecz generalnie film opowiada o drodze, którą musi przejść ten człowiek, by wrócić do tych, których kocha. I do życia.

Ponoć interesują cię religie Wschodu. To prawda? Jeszcze w liceum przeczytałem książkę napisaną przez pewnego lamę. Wydała mi się fascynująca. Potem w czasie studiów miałem szczęście trafić na niesamowitego profesora, który specjalizował się w religiach Wschodu. Pod jego kierunkiem zacząłem zgłębiać temat. Nie potrafię powiedzieć, co mnie w tym tak pociąga. Moja matka jest żydówką, ojciec chrześcijaninem. Jeśli o mnie chodzi, długo nie mogłem odnaleźć swojego miejsca na duchowej mapie. Potem zacząłem wierzyć, że wszyscy jesteśmy w jakiś sposób duchowo połączeni, i choć na poziomie intelektualnym nie do końca potrafiłem to zrozumieć, bardzo spodobała mi się ta koncepcja. Zainteresował mnie Tybet, bo studiowałem kulturę tej części świata. Fascynuje mnie zmiana, która dokonała się w tym społeczeństwie, które z państwa wojowników przeistoczyło się w państwo mnichów, pielęgnujących wartości czysto duchowe. Wszystko to nadal wydaje mi się niezwykłe i fascynujące.

W filmie „Bracia” zagrałeś wybitną rolę, a latem zobaczymy cię w „Księciu Persji”. Czy wreszcie czujesz, że osiągnąłeś to, o czym marzysz? Moje życie prywatne i zawodowe trochę rozmija się z tym, o czym marzyłem i na co liczyłem. I bardzo dobrze! Chcę oficjalnie oznajmić, że od dziś zajmę się naprawianiem butów. „Szewc Gyllenhaal kulawo zagrał w „Braciach”. A tak poważnie, mam powody do zadowolenia. Udział w takiej produkcji jak „Książę Persji” to fantastyczne doświadczenie. Fajnie się bawiłem grając bohatera kina akcji. Wreszcie mogłem sobie poskakać po murach, tłuc się z czarnymi charakterami, rzucać dowcipne teksty i mieć na sobie połowę tego, co ty w tej chwili! Naprawdę świetnie się bawiłem. I zdaję sobie sprawę, jaki ze mnie szczęściarz, że zawodowo akurat teraz jestem w takiej, a nie innej sytuacji. Wiadomo jaka jest kondycja światowej gospodarki, a ja jak gdyby nigdy nic kręcę kolejne filmy. Cała moja rodzina pracuje w branży filmowej, więc miałem okazję napatrzeć się, jak kryzys ekonomiczny wpływa na życie ludzi z mojego najbliższego otoczenia. Więc jeszcze raz powtórzę, że mam cholerne szczęście mogąc akurat teraz grać w takich filmach jak „Bracia” czy „Książę Persji”.

Rozmowa z Jimem Sheridanem

Od jednych słyszałem, że „Bracia” to niemal wierna kopia duńskiego pierwowzoru; inni mówili, że podobieństwo między filmami jest znikome. Gdzie leży prawda? Jak zwykle pośrodku. Trudno mi to rozstrzygnąć, bo oba mają podobne tempo, ale mimo wszystko to dwa różne filmy. Zadanie nie było łatwe, ale kiedy zabierasz się do pracy nad remakiem, wiesz, że powstanie kompletnie nowa rzecz. Oczywiście zawsze jest świadomość, że ktoś przed tobą już taki film zrobił, ale nie jest to pierwsza i najważniejsza myśl. Moim zdaniem istnieje wiele różnic między obiema wersjami. W naszym filmie obsada jest młodsza; to po pierwsze. Po drugie Ameryka jest o wiele bardziej zaangażowana w tę wojnę, co rzecz jasna ma kolosalne znaczenie dla fabuły. Duński film opowiadał o żołnierzach ONZ biorących udział w misji pokojowej. Ale oczywiście podobieństwa istnieją i na pewno jest ich bardzo wiele.

Czy rozmawiałeś z Susanne Bier, reżyserką oryginału? Nie. Kontaktowałem się tylko z Andersem Thomasem Jensenem, autorem scenariusza. To wybitny scenarzysta. Spodobały mu się zmiany, które zamierzałem wprowadzić. Zaakceptował wszystkie moje pomysły. Domyślam się, że osoby, które widziały oryginał czują się z nim osobiście związane i może nawet roszczą sobie pewne prawo własności. Oczywiście dla mnie to niełatwa sytuacja, ale nic na to nie mogę poradzić.

Na czym polegają różnice między twoją wersją a wersją duńską? Jak już mówiłem, aktorzy, którym powierzyłem główne role, są znacznie młodsi. O wiele więcej uwagi poświęciłem samej wojnie i sytuacji żołnierzy wziętych do niewoli. Ponieważ w moim filmie obydwaj zostają pojmani, zyskaliśmy większą dynamikę tego wątku. W oryginale talibowie biorą do niewoli jednego żołnierza, drugi zaś próbuje go odnaleźć. Ja nie mogłem sobie pozwolić na to, by pokazać, że podczas działań wojennych najpierw w ręce wroga wpada jeden żołnierz, a zaraz potem drugi, i nikt nie ma zielonego pojęcia, gdzie ich szukać. Z amerykańskiego punktu widzenia taka sytuacja jest mało prawdopodobna. Co to za armia, która nie jest w stanie namierzyć własnych ludzi? Jeśli jednak są to żołnierze misji pokojowej ONZ, jak w duńskim filmie, wtedy taki wątek ma sens. Tam bohaterowie wiedzą, że przyjechali zaprowadzić pokój. I to tylko potęguje tragizm ich sytuacji. Duński film jest bardzo piękny i poetycki, i choć staraliśmy się jego urody nie zniszczyć, jako twórcy mieliśmy inny cel. Dziwne, ale mam wrażenie, że filmy amerykańskie odbiera się zupełnie inaczej niż europejskie. Kino europejskie w ogóle jest bardziej poetyckie, a ponieważ filmy nie są bardzo drogie, ich twórcy mogą cieszyć się większą swobodą wyrazu, co zresztą jest typowe dla poezji. Jako twórca możesz pozwolić sobie na więcej, bo film i tak zarobi pieniądze choćby dzięki telewizji i prawdopodobnie nikt na tym nie straci.

Jednym słowem trudniej jest nakręcić wersję amerykańską? Jak już mówiłem, w Europie panuje większa swoboda twórcza. I nie ma tej presji, by poruszać tematy wykraczające daleko poza problemy lokalne. W Irlandii jest całe mnóstwo młodych twórców robiących filmy. Kiedy je oglądam, myślę sobie: „W porządku, ale poza Irlandią nikt nie zrozumie, o co tu chodzi”. Tyle że nikt się tym nie przejmuje, bo oni świadomie zamykają się w granicach swojej ojczyzny. Kino światowe naśladuje kino amerykańskie. Ono zaś ulega presji wyniku w pierwszy weekend po premierze. Mamy więc do czynienia z monopolem, który narzuca wszystkim swoje warunki. Powiedzmy, że film kosztował 300 milionów dolarów, a bilet do kina kosztuje 10 dolarów. I weźmy inny, który kosztował 3 miliony, a bilet nadal 10. Powstaje pytanie jak film za 3 miliony ma konkurować z tym za 300? Odpowiedź jest następująca: raz na dziesięć lat udaje się nakręcić za 3 miliony film, który zarobi 100 milionów. Film amerykański skupia na sobie zupełnie inną uwagę niż film europejski. Dlaczego czasem mamy wrażenie, że filmy powstające na Starym Kontynencie są świeższe, bardziej odkrywcze, ekscytujące. Wszystko dlatego, że nie wyszły spod jednej sztancy, którą stworzył amerykański przemysł filmowy. W komórce mamy opcję „przywróć ustawienia fabryczne. Właśnie takie są amerykańskie filmy. „Przywróć ustawienia fabryczne”.

Opowiedz nam o obsadzie swojego filmu… Wiedziałem, że Tobey będzie zainteresowany rolą. Zaciekawiła go fabuła, a ja chciałem z nim pracować. Kiedy już miałem Tobeya, okazało się, że Jake chciałby u nas grać. Zgodziłem się. Kilka dziewczyn było poważnie zainteresowanych rolą Grace. Uznałem, że Natalie jest z nich wszystkich najlepsza. Proces kompletowania obsady nie był długi. Raz, dwa, trzy i już miałem aktorów. Uwinąłem się z tym w dwa tygodnie. Wiesz, co Hitchcock mawiał o gwiazdach: „wystarczy jedna i problem z głowy” (śmiech). Tak na serio, Tobey Maguire to ktoś, z kim każdy może się utożsamić. Typowy amerykański chłopak. Na tym polega jego fenomen jako gwiazdy kina. To Jimmy Stewart współczesnego kina.

A jak oceniasz występ najmłodszych aktorek? Bailee to słodkie dziecko. Taylor też bardzo polubiłem. Natalie mi ją porwała do swojego nowego filmu. Dziewczynki wspaniale się spisały. Najtrudniej było mi wymyślić, co zrobić, by wypaść oryginalnie. David Benioff napisał scenariusz, który zaczęliśmy wspólnie omawiać i przerabiać; musieliśmy uwierzyć, że tworzymy coś własnego. W Irlandii funkcjonują tak zwane Showbands, zespoły muzyczne, które grają amerykańskie przeboje i starają się trzymać jak najbliżej oryginału. Bardzo nie chciałem, żeby nasz film był takim coverem. Wiesz, o czym mówię, prawda? Moja córka ciągle mi powtarzała, że nie zrozumiałem duńskiego filmu. Racja, w końcu to film nakręcony przez kobietę. Pod koniec zdjęć trochę spanikowałem i poprosiłem drugą córkę, która studiuje w college’u, żeby przeanalizowała oba filmy. Zrobiła to, po czym stwierdziła, że film Susanne jest bardziej romantyczny i zdecydowanie opowiada o miłości, mój zaś o rodzinie. Ja faktycznie lubię historie o tym, jak rodziny poprzez traumatyczne przeżycia zbliżają się do siebie. Susanne przedstawia problem trudnej, zakazanej miłości. Jak widać, interesuje nas zupełnie co innego. Dlatego nie czuję, że mój film jest tylko remakiem.

Bohater grany przez Tobeya musi żyć w cieniu śmierci. Jak sobie z tym poradzić? Znalazłeś odpowiedź? Moim zdaniem odczucia człowieka, który zabił swego towarzysza można porównać do tych, które przeżywa członek rodziny, która utraciła niewinność. Trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność za to, co się stało, bo tylko wtedy można odnaleźć w swych uczynkach jakiś głębszy sens. Człowiek chce wierzyć, że to, co uczynił służyło jakiemuś celowi, a nie było zwykłym dziełem przypadku. Jednym słowem lepiej wziąć na siebie całą winę, bo to przynajmniej ma jakiś sens. Z przypadkowością naszych działań o wiele trudniej jest nam się uporać. W filmie pocałunek może być o wiele cięższą zdradą niż morderstwo. Bo bohater, który został zamordowany po prostu znika, a tych, którzy się pocałowali nadal widzimy na ekranie. Dlatego pocałunek jest większą zdradą niż morderstwo. Dziwne, ale tak jest. Dramat rządzi się innymi prawami niż realne życie. Kiedy oglądam wersję oryginalną, myślę o osobie reżyserki, scenarzysty – zastrzegam, że to, co powiem jest czystą spekulacją, więc mogę mieć problemy – nabieram podejrzeń, że któreś z nich wychowało się w niepełnej rodzinie. Może przeżyli rozwód rodziców, rozpad rodziny. My w Irlandii takich doświadczeń nie mieliśmy. Kiedy dorastałem, nikt się nie rozwodził. Nie znałem nawet jednej rodziny, w której doszłoby do rozwodu. Nawet nie miałem pojęcia, co to słowo znaczy.

Nie spotkałeś się z nim, na przykład, w gazetach, kolorowych pismach? Kolorowe pisma były pochowane za łóżkiem, jeśli wiesz, o czym mówię! Ponieważ nikt się nie rozwodził, nie było przyrodnich ojców ani przyrodnich braci. W filmach Susanne Bier, czy będzie to „Tuż po weselu” czy „Bracia”, powraca temat zakazanej miłości, który rzutuje na całą fabułę. Trawi ją jak ogień. Tymczasem ja wolę opowiadać o rodzinie, która odnajduje się na nowo. Kiedy ktoś pokazuje własną interpretację sztuki teatralnej, nikt przecież nie mówi: „Boże, on robi swoją wersję „Hamleta”. Nie do wiary! Czy ktoś już tego nie zrobił w zeszłym roku?” (śmiech). Z filmami sprawa ma się inaczej, bo inaczej je odbieramy i zapamiętujemy. Szalenie trudno było zrobić własną, autorską wersję filmu „Bracia”, ale nie dlatego, że musieliśmy nakręcić wiele scen podobnych do tych z pierwowzoru. O podobieństwie zaważyła jedna ważna scena w połowie filmu, w której następuje przekroczenie pewnych granic. A w oczach widzów zostaje popełniony grzech, a ten, jak wiadomo, popełnić można tylko raz. Jeden raz jest się świadkiem zbrodni. I wtedy ona szokuje. Widziana po raz drugi już szokować nie będzie.

Czy nie obawiałeś się, że w obecnej sytuacji politycznej podejmowanie takiego tematu jest ryzykowne? Wszyscy boją się polityki i boją się krytykować, bo przecież nasi chłopcy walczą na wojnie i nikt nie chce wbijać im noża w plecy. A ponieważ nikt nie chce tego robić, wszyscy starannie omijają temat. Polityka to skomplikowana gra, a wojna to dobry temat dla propagandy, a nie rozrywki. Zawsze przecież ktoś może powiedzieć: „Patrzcie, ci przeklęci liberałowie próbują pokazać nam taką wojnę, o jakiej w ogóle nie chcemy słyszeć”. Więc mamy podwójny kłopot. Staramy się komentować problemy, które inni wypierają ze świadomości. Ale nasz film nie opowiada o wojnie, tylko o rodzinie, bo to mnie interesuje.

Rozmowa z Natalie Portman

Jak trafiłaś do obsady filmu „Bracia”? Najpierw przeczytałam scenariusz, a potem spotkałam się z Jimem Sheridanem, który wcale nie chciał dać mi roli Grace! Chyba bał się, że jestem za młoda! Zresztą sama nie wiem, o co mu chodziło. Może inne aktorki podobały mu się bardziej. W każdym razie musiałam mocno się napracować, żeby go przekonać, że sobie poradzę. Potem moje konkurentki zrezygnowały z roli, więc ostatecznie ja ją dostałam. Bardzo się ucieszyłam perspektywą pracy z Jimem, Tobeyem i Jake’em. Po raz pierwszy miałam spotkać się na planie z aktorami, których znam prywatnie. Tobeya poznałam, kiedy miałam 14 lat, a Jake’a jak miałam osiemnaście. Kiedy więc spotykaliśmy się w swoich domach, żeby rozmawiać o scenariuszu, czuliśmy się jak dobrzy znajomi i nie było między nami żadnego dystansu. W następnej kolejności zaczęłam spotykać się z żonami żołnierzy i rozmawiać z nimi o ich życiu.

Czego się od nich dowiedziałaś? Pytałam o ich doświadczenia, o to jak dzieci znoszą długą rozłąkę z ojcami. Chciałam wiedzieć, jak ich mężowie zachowują się przed wyjazdem na misję, co robią. I jak wygląda życie rodziny po ich powrocie, czy sytuacja bardzo się zmienia. Najbardziej zaciekawił mnie fakt, że te kobiety traktują dom jak swoją własną, prywatną linię frontu. Czują, że muszą mieć nad wszystkim kontrolę, by ich mężowie mogli spokojnie skupić się na swoim zadaniu. Nawet kiedy pojawiały się kłopoty z dziećmi albo z pieniędzmi, nigdy nie mówiły o tym mężom, by ich nie martwić i nie dekoncentrować. „Kochanie, wszystko pod kontrolą. Panuję nad sytuacją”. Te kobiety są silne i twarde. Same mogłyby nosić mundur.

Jak wyglądały te spotkania z żonami? Bardziej przypominały wywiad niż zwykłą rozmowę. Wybierałam temat, na przykład jak wygląda ich zwykły dzień, i zadawałam szczegółowe pytania. Niektóre informacje wykorzystywaliśmy potem w scenariuszu. Tak było z listem. Jedna z kobiet powiedziała mi, że jej mąż napisał do każdego członka rodziny pożegnalny list, który można otworzyć, gdyby nie wrócił. Dla mnie ważne było już samo to, że dzięki tym rozmowom stykam się z problemami, które większości ludzi w ogóle nie dotyczą. I że muszę zastanowić się nad kwestiami, które zwykle skrzętnie omijamy. Jak choćby to, że w każdej chwili możemy umrzeć. Żołnierze i ich bliscy muszą zmierzyć się z tą okrutną prawdą w bardzo młodym wieku, gdy większość ludzi nie myśli o umieraniu, tylko o zakładaniu rodziny. Myślę, że takie doświadczenie może albo bardzo umocnić związek, albo całkiem go zniszczyć.

Czy po zakończeniu dnia zdjęciowego potrafisz uwolnić się od emocji, które przeżywałaś na planie? Jak każdy normalny człowiek chcę po pracy wrócić do domu i zająć się czymś innym. Niestety nie zawsze się to udaje. Czasem emocje podstępnie wracają, gdy się tego najmniej spodziewasz.

Czy zauważyłaś jakieś podobieństwa między tobą a Grace? Które z jej cech są ci najbliższe? Na pewno sposób, w jaki przeżywa swoje macierzyństwo. Sama mam fantastyczną mamę, ciepłą, troskliwą, pełną macierzyńskich uczuć, więc ten model mam od dawna gotowy. Poza tym życie rodzinne bardzo mnie interesuje. Rodzina to początek wszystkiego, każdej historii, bez względu na jej koniec. Poza tym byłam już filmową matką. Pierwszy raz w filmie „Gdzie serce twoje”, potem w „Gwiezdnych wojnach”, „Wzgórzu nadziei” i w „Kochanicach króla”. Cóż, akurat w tym ostatnim filmie moja bohaterka traci dziecko, ale w ciąży jest. Sporo czasu spędziłam ze sztucznym brzuchem (śmiech).

Czy widziałaś duński film, na podstawie którego Jim Sheridan nakręcił „Braci”? Tak, ale dopiero po rozpoczęciu przygotowań do naszej wersji. Bardzo mi się podoba. Podziwiam sposób, w jaki został zrealizowany, ale od początku byłam pewna, że Jim stworzy na jego podstawie coś własnego i oryginalnego, bo jest na tyle wybitnym filmowcem, że nie musi kopiować pomysłów. Wystarczy przenieść akcję do Ameryki, by całość uległa drastycznej zmianie.

Które wątki wydały ci się najciekawsze? Które są ci bliskie? Niewątpliwie intrygujący jest wątek zakazanej miłości. Oraz granicy poświęceń, do których jesteśmy zdolni dla ratowania rodziny. W ogóle sam wątek rodziny, którą przecież każdy z nas ma. Mamy rodzinę najbliższą, mamy krewnych, nasi koledzy z pracy to też pewnego rodzaju rodzina. Jest jeszcze społeczność, w której funkcjonujemy, grupa wyznaniowa, z którą się identyfikujemy. Wreszcie nasza ojczyzna. Wszystkie te grupy spotykają się w każdym z nas. Fascynuje mnie, kiedy słyszę, że najwięksi tego świata, jak choćby Ghandi, mają problemy małżeńskie. Ci, którzy potrafią porywać tłumy i poświęcają się dla ojczyzny, nie potrafią rozwiązywać prywatnych problemów o nieporównywalnie mniejszej skali. Uważam, że to niesamowite.

Czy udział w tym filmie wpłynął na zmianę twoich poglądów? Raczej nie. Może tylko w tym znaczeniu, że dotąd miałam dość stereotypowe wyobrażenie o rodzinach wojskowych. Dopiero rozmowy z żonami żołnierzy uświadomiły mi, że okoliczności i warunki wpływające na ich wybory są o wiele bardziej złożone niż sądziłam. Jako osoby nie należące do rodzin żołnierzy nie mamy pojęcia o ich odwadze ani o tym, jak wiele poświęcają w sferze prywatnej, rodzinnej. Więc tak, na pewno otworzyły mi się oczy na różne sprawy, ale nie sądzę, żebym zmieniła poglądy.

Czy potrafisz zrozumieć ludzi, którzy wstępują do armii po to, by walczyć, czy jesteś zdeklarowaną pacyfistką? Sama na pewno nie wstąpiłabym do wojska ani nie posłałabym tam swojego dziecka. Z drugiej strony nie jestem naiwna, zdaję sobie sprawę, w jakim świecie żyjemy i wiem, że w niektórych rejonach świata interwencja wojskowa jest po prostu niezbędna. Są szczęśliwe kraje, gdzie można się bez armii obyć, ale w innych – myślę tu zwłaszcza o Izraelu – posiadanie wojska to konieczność. Gdyby Izrael nie miał armii, po prostu by nie istniał. Wolałabym nie sprawdzać tej hipotezy na własnej skórze. To paradoks, ale jednym z powodów, dla których nie mogłabym mieszkać w Izraelu jest fakt, że w życiu nie zgodziłabym się, żeby moje dziecko zostało żołnierzem. A postawę: „okej, niech twoje dziecko walczy, ale moje nie” uważam za nieuczciwą.

Ostatnio bardzo intensywnie pracujesz. Czy dlatego, że dostajesz mnóstwo propozycji, których nie możesz odrzucić, czy może jesteś pracoholiczką? Przed „Braćmi” zrobiłam sobie długie, roczne wakacje. Po skończeniu zdjęć też przez rok odpoczywałam. Potem zagrałam u Dona Roosa w „Miłość i inne komplikacje” i znów zrobiłam sobie przerwę. Nie dostałam żadnego ciekawego scenariusza ani interesującej roli. A potem niespodziewanie spadł na mnie grad świetnych projektów, w których chciałam wziąć udział. Myślałam, więc sobie: „Dobra, biorę to. Takie okazje mogą się szybko nie powtórzyć”. Ale teraz czuję się naprawdę zmęczona.

Czy w przyszłości chciałabyś zająć się reżyserią? Nie wiem. Mówiąc szczerze nie robię tak dalekosiężnych planów. Interesuje mnie reżyserowanie, ale naprawdę nie wiem, czy kiedyś stanę po drugiej stronie kamery.

Jesteś nie tylko aktorką, lecz także producentką. Czy chcesz w ten sposób promować projekty z większym udziałem kobiet? Między innymi. Nasza firma dostaje projekty, w których główna rola często jest przeznaczona dla mnie. Ale w pierwszym filmie, który wyprodukowaliśmy („Hesher”) główną rolę gra mężczyzna.

Bierzesz lekcje baletu do roli w „Czarnym łabędziu”. Czy wcześniej tańczyłaś? Tak, do trzynastego roku życia. Chyba miałam trochę zawyżone mniemanie o swoich choreograficznych możliwościach (śmiech). Myślałam sobie: „Hmm, niezła jestem”. A potem zaczęłam brać lekcje i stwierdziłam: „Cholera, nie jest dobrze”. To dla mnie wielkie wyzwanie, ale też niesamowita przygoda. Ale nie chcę o tym mówić, bo praca dopiero się zaczyna.

Często słyszy się, że jesteś jedną z najinteligentniejszych aktorek… Miło, że tak mówią. Ale szkoda, że to nieprawda. Gwarantuję ci, że tak nie jest, ale miło słyszeć taką opinię na swój temat.

Stworzyłaś stronę internetową makingof.com. W jakim celu? Mamy takie czasy, że mnóstwo ludzi chce i próbuje kręcić filmy. Wystarczy przejrzeć zawartość You Tube. Niestety, nie wszyscy wiedzą, jak się do tego zabrać, a nie każdy ma szczęście zdobywać doświadczenia na prawdziwym planie filmowym. I nie każdy może skończyć szkołę filmową. Niektórzy zaczynają swoją przygodę z filmem w wieku sześciu lat. Zastanawialiśmy się, jak pomóc takim samoukom. Pomyśleliśmy sobie: „Fajnie byłoby stworzyć szkołę filmową on-line, gdzie eksperci udzielaliby wskazówek i uczyli podstaw warsztatu”. Właśnie po to założyliśmy tę stronę.

Rozmowa z Tobey'em Maguirem

Co cię zainteresowało w scenariuszu „Braci”? Bardzo ucieszyłem się na myśl, że będę pracować z ludźmi, których znam i cenię. Czułem się podekscytowany czekającym mnie wyzwaniem. Temat, który porusza film wydał mi się ważny. Chciałem przyczynić się do zapoczątkowania dyskusji o sprawach, które rzadko są poruszane publicznie, choć niewątpliwie zasługują na uwagę.

Podobno dla potrzeb roli sporo schudłeś. Czy to prawda? Tak, zrzuciłem jakieś 10 kilo w rekordowo krótkim czasie pięciu tygodni. Łatwo nie było, ale już dawno wiedziałem, że powinienem schudnąć.

Jak jeszcze przygotowywałeś się do roli? Rozmawiałem z wojskowymi psychologami, czytałem artykuły i fora internetowe dla rodzin żołnierzy oraz osób, które przeżyły psychiczną traumę. Kontaktowałem się z marines i innymi wojskowymi. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Ludzie nie lubią mówić o trudnych sprawach. Z reguły cierpią w samotności, niezdolni opowiedzieć o swych ciężkich przeżyciach. Wydaje im się, że nikt nie jest w stanie ich zrozumieć. Oczywiście uogólniam, wiem, że są tacy, którzy nie mają oporów, by mówić o tym, co ich spotkało. Jednak większość żołnierzy, którzy wrócili z pola walki, jest przekonana, że żaden cywil nie jest w stanie pojąć, co tam przeszli. Powrót do rzeczywistości jest dla nich niezwykle trudny. Z tego, co mówili zorientowałem się, że często wstydzą się tego, co zrobili, jak zareagowali. Zadręczają się poczuciem winy. Cierpią. Zmagają się z trudnymi i zawiłymi psychologicznymi problemami, dlatego uważam, że jako społeczeństwo powinniśmy okazać im więcej zainteresowania i realnego wsparcia. Musimy wyciągnąć do nich rękę i zacząć rozmawiać.

Twój bohater jest ulubieńcem rodziców, ich „złotym chłopcem”. Jednak okazuje się, że on również ma swoje problemy, które ciągną się za nim od dzieciństwa... Zgadza się. I właśnie to było dla mnie najciekawsze w tej postaci. Sam Cahill to człowiek ogromnie zdyscyplinowany, lecz działający wbrew swojej naturze. Jako dziecko, a potem nastolatek, musiał przeżyć niejedną traumę, dlatego instynktownie szuka w życiu bezpieczeństwa i stabilizacji. Znajduje sobie partnerkę, która podziela jego pragnienia. Wiodą więc życie proste i poukładane, jednak prawda jest taka, że Sam jest równie mocno, jak z rodziną, związany ze swoją służbą, żeby nie powiedzieć, wręcz poślubiony armii. Podejrzewam, że po kilku wyjazdach na misje lepiej czuje się na wojnie niż siedząc na kanapie we własnym salonie. Powoli traci kontakt z żoną i dziećmi. Wspólne życie sprowadza się do przestrzegania określonych reguł, bo Sam inaczej funkcjonować nie potrafi. Żelazna dyscyplina pomaga ukryć prawdę o gasnącym uczuciu. Dzięki surowemu drylowi nadal może grać rolę dobrego męża i ojca, który troszczy się o rodzinę najlepiej jak potrafi. Jednak w tym wszystkim czegoś brakuje. Sam sprawia wrażenie nieobecnego. Nie jest do końca szczery i autentyczny w tym, co myśli i robi. Dla mnie to człowiek rygorystyczny i zdyscyplinowany do granic absurdu. W pewnym sensie dramat, który go spotyka, jest dla niego błogosławieństwem i wybawieniem. Skrajnie ciężkie przeżycia niszczą skorupę, za którą przez całe życie chował się przed światem. Wreszcie dociera do niego, że potrzebuje pomocy. Otwiera się, zaczyna mówić, wyznaje prawdę. Proces uzdrowienia może się rozpocząć. Gdyby nie kryzys, przez który musiał przejść, nigdy by się na to nie zdobył. Nie pozwoliłaby mu na to silna, wręcz obsesyjna potrzeba kontroli.

Grałeś polegając na swoim instynkcie? Sam nie wiem. Do dziś nie mogę wyjść ze zdumienia, że jako młody chłopak uważałem się za bardzo mądrego, wszystkowiedzącego. Potem minęło parę lat, spojrzałem za siebie i zrozumiałem, jak niewiele wiem. Wreszcie dotarło do mnie, że nic nie wiem! Koniec, kropka (śmiech). Dlatego staram się nie wymądrzać, bo nie mam żadnej pewności, że racja leży po mojej stronie. Staram się robić wszystko najlepiej jak potrafię. Oczywiście nadal lubię i chcę rozumieć wszystkie mechanizmy, które nami rządzą. Na przykład, jaki jest cel robienia filmu ze społecznego, biznesowego, artystycznego punktu widzenia. Akurat praca nad tym filmem była bardzo ciekawym procesem. W projekcie wzięło udział mnóstwo utalentowanych twórców, którzy robili wszystko, by dojść do sedna historii, którą chcą przedstawić.

Rzeczywiście było to pracą aż tak organiczną? Moim zdaniem wynika to bezpośrednio ze stylu pracy Jima Sheridana, który jako twórca bazuje na intuicji oraz emocjach. Mogę to porównać do wychodzenia po omacku z ciemnego pokoju lub jaskini. Nie wiem, czy Jim celowo kreuje taką atmosferę, ale ja właśnie tak odbierałem naszą wspólną pracę na planie. Razem błądziliśmy i razem szukaliśmy nowych dróg, nowych rozwiązań, przez co my, aktorzy coraz głębiej wchodziliśmy w swoje role.

Założyłeś rodzinę. Czy dzięki temu łatwiej ci było utożsamić się ze swoim bohaterem? Fakt, że zostałem ojcem, na pewno wzbogaca moje doświadczenia. Ale nie wiem, czy ma to wpływ na proces budowania roli. Odniosłem wrażenie, że Sam Cahill o wiele lepiej czuje się na wojnie, ze swoimi towarzyszami broni niż w domu z własną rodziną. To, co przeżył na froncie bardzo utrudnia jego kontakty z cywilami, łącznie z osobami, które przecież są mu najbliższe. Ponieważ jest człowiekiem niezwykle sumiennym i zdyscyplinowanym, sprawia wrażenie wzorowego męża i ojca. Ale nie czuje się w tych rolach najlepiej, męczy się psychicznie, wie, że nie pasuje do wzorca, który sam usiłuje stworzyć. Ale wracając do mnie. Jeśli uznam, że zbyt mało czasu spędzam z rodziną, a zbyt wiele w pracy, będę musiał zastanowić się, co zrobić, by być bardziej efektywnym. Lepiej zorganizować swoje życie. Będę starał się znaleźć czas dla bliskich, lecz nie ukrywam, że praca jest dla mnie bardzo ważna. Będę musiał zatem pogodzić jedno z drugim.

Czy mam rozumieć, że w twoim życiu zachodzą duże zmiany? Czujesz się przytłoczony? Nie wiem, czy można dojść do takiego wniosku. Nie analizowałem swojej sytuacji pod takim kątem. Mogę powiedzieć, że codziennie czegoś się uczę. Moje życie nigdy nie było spokojne i poukładane, zresztą zawód, który uprawiam, zdecydowanie temu nie służy. Jednak coraz wyraźniej widzę, że uporządkowane życie, w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, pomaga lepiej i zdrowiej funkcjonować.

Jak to się przekłada na codzienność? Chodzi o proste sprawy. Wiele czasu spędzam poza domem, nawet wtedy, kiedy nie pracuję na planie. Ciągle mam mnóstwo zawodowych spraw do załatwienia, więc postanowiłem urządzić w domu małe biuro, by być bliżej rodziny. Jednak nie mogę powiedzieć, bym mógł tam spokojnie i efektywnie pracować. Ciągle ktoś tam wpada i mi przeszkadza, gdy jestem czymś zajęty. Odrywam się wtedy od swoich zajęć, ale nie ukrywam, że trochę mnie to wkurza. Dlatego staram się jak mogę rozgraniczać czas poświęcony rodzinie i ten przeznaczony na pracę. Czasem wyłączam komputery, telefony, odcinam się od ludzi, którzy wiecznie zawracają mi głowę jakimiś sprawami i mówię sobie: „Dobra, teraz zjem z dzieciakami śniadanie, potem się z nimi pobawię, zbudujemy coś razem z klocków, potarzamy się po podłodze. Będziemy robili to, na co mają ochotę”. Uważam, że dzięki takiemu postawieniu sprawy mogę być bardziej efektywny. Potem zabawa się kończy i spokojnie wracam do pracy.

Masz opinię świetnego pokerzysty? Co cię pociąga w tej grze? Rzeczywiście lubię grać w pokera, choć ostatnio robię to coraz rzadziej. Co mnie pociąga? To, że jest to gra w jakimś stopniu matematyczna. To, że zmusza do obserwacji, analizy ludzkich zachowań, szukania reguł, którymi gracze kierują się w swym postępowaniu i decyzjach. Uczę się odczytywać sygnały, które inni podświadomie wysyłają, poznaję wzorce ich zachowania. Myślę mniej więcej tak: „Poznałem twoje reakcje i zwyczaje, teraz postaram się je wykorzystać. Ty wiesz o tym, że ja wiem (śmiech) o twoich skłonnościach i że je wykorzystam, więc będziesz próbował mnie przechytrzyć. Ale ja wiem, że ty wiesz… (śmiech)”. Choć poker to z pozoru prosta gra, naprawdę sporo się w niej dzieje.

Dzięki Spider-Manowi odniosłeś ogromny sukces…. O, tak! Odczułem go na wiele sposobów. Na szczęście szybko zrozumiałem, że choć sukces wspaniale smakuje i upaja, sam w sobie nie daje poczucia spełnienia. Jeśli człowiek się od niego uzależni i ciągle chce więcej i więcej, nigdy nie osiągnie satysfakcji. Tak więc osiągnąłem sukces i pomyślałem: „Super! Ale to jeszcze nie koniec, mam przecież większe ambicje”. Ale zaraz przyszło otrzeźwienie: „Chwila, moment! Przecież sukces nie uczyni cię szczęśliwym, nie da ci spełnienia, prawda?” Bo jako ludzie szukamy spełnienia na głębszym poziomie, niż tylko prestiżu czy pieniędzy. Ale sukces zawodowy to niewątpliwie wspaniały prezent, i jestem wdzięczny, że dostałem go od losu.

Streszczenie

Bracia” to przejmująca opowieść o kapitanie Samie Cahillu (w tej roli Tobey Maguire) oraz jego młodszym bracie Tommy’m (granym przez Jake’a Gyllenhaala), którzy mimo więzów krwi są swymi przeciwieństwami. Służący w oddziałach Marines Sam, szykujący się właśnie do wyjazdu na czwartą zagraniczną misję, jest oddanym ojcem dwóch córek oraz wiernym i kochającym mężem swojej szkolnej miłości- Grace (w tej roli Natalie Portman). Tymczasem jego obdarzony charyzmą młodszy brat Tommy, to nieodpowiedzialny niebieski ptak, który właśnie opuścił mury więzienia. Tommy bez skrupułów wykorzystuje wrodzony wdzięk i spryt, dzięki czemu wiele uchodzi mu na sucho. Podczas pierwszego wieczoru na wolności jak zwykle prowokuje swoich bliskich, w tym rodziców, Elsie (Mare Winningham) i Hanka (Sam Shepard) Cahillów, którzy zebrali się na pożegnalnej kolacji u Sama. Podczas misji w Afganistanie helikopter Sama zostaje zestrzelony w niedostępnym górskim rejonie. Rodzina dostaje wiadomość, że Sam zginął. Żyjący spokojnie na amerykańskim przedmieściu Cahillowie nie potrafią wyjść z szoku i przeboleć nagłej straty. W obliczu tej tragedii Tommy zmienia swój beztroski stosunek do świata i bierze na siebie odpowiedzialność za osieroconą rodzinę starszego brata. Wspólnie przeżywany ból i żałoba sprawiają, że on i Grace zbliżają się do siebie. Dawna niechęć znika, ustępując miejsca wzajemnej fascynacji, której oboje wstydzą się i boją. Niespodziewanie Sam zostaje odnaleziony w Afganistanie i wraca do Stanów. Atmosfera robi się bardzo napięta. Nienaturalnie zamknięty w sobie, a przy tym niezwykle drażliwy i wybuchowy młody weteran, zaczyna podejrzewać żonę i brata o romans. Nowe okoliczności sprawiają, że w rodzinie dochodzi do zaskakującej zmiany dotychczasowych ról. Bracia znów stają po przeciwnych stronach barykady. Ostatecznie dochodzi między nimi do konfrontacji. Który z nich zdoła zdominować drugiego? Czy uda im się uporać z problemem trudnej miłości, wzajemnej lojalności oraz potrzebą męskiej dominacji? Jak zakończy się walka o kobietę, którą los postawił między nimi?

* * *

Bracia”, to poruszający dramat w reżyserii sześciokrotnie nominowanego do Oscara Jima Sheridana („NASZA AMERYKA” za najlepszy scenariusz oryginalny, 2003; „W IMIĘ OJCA” za najlepszą reżyserię, najlepszy film, najlepszy scenariusz adaptowany, 1993; „MOJA LEWA STOPA” za najlepszą reżyserię i najlepszy scenariusz oryginalny, 1989). Autorem scenariusza jest David Benioff ( „CHŁOPIEC Z LATAWCEM”, „ZOSTAŃ”, „TROJA”). W rolach głównych występują: Tobey Maguire, Jake Gyllenhaal, Natalie Portman, Sam Shepard, Bailee Madison, Taylor Geare i Mare Winningham. Producentami są: Ryan Kavanaugh, Sigurjon Sighvatsson i Michael De Luca. Kierownictwem produkcji zajęli się: Tucker Tooley, Jon Feltheimer, Scott Fischer i Zach Schiff-Abrams we współpracy z koproducentami Jeremiahem Samuelsem, Kennethem Halsbandem, Markiem Fischerem i Mattem Battaglią. „Bracia” powstali w oparciu o duński film „BRØDRE” w reżyserii Susanne Bier i Andersa Thomasa Jensena. W ekipie znalazło się wielu utalentowanych twórców, między innymi operator Frederick Elmes („BLUE VELVET”, „DZIKOŚĆ SERCA”, „BURZA LODOWA”), scenograf Tony Fanning („MONACHIUM”, „SPIDER-MAN”, „OCEAN’S ELEVEN”), montażysta Jay Cassidy („WSZYSTKO ZA ŻYCIE”, „INDIAŃSKI BIEGACZ”, „OBSESJA”), kostiumograf Durinda Wood („KONCERT DLA IRVINGA”, „MEDAL DLA MISS”, „MULHOLLAND DRIVE”) oraz odpowiedzialna za obsadę Avy Kaufman („ULTIMATUM BOURNE’A”, „TAJEMNICA BROKEBACK MOUNTAIN”, „SYRIANA”)

Twórcy

JIM SHERIDAN (Reżyser) Pochodzący z Irlandii Jim Sheridan zdobył popularność i uznanie branży filmowej, czego dowodem jest szesnaście nominacji oraz dwie statuetki Oscara przyznane jego filmom. Jako twórca był sześciokrotnie nominowany do nagrody głównej Amerykańskiej Akademii Filmowej. Dwa razy jako najlepszy reżyser za filmy „Moja lewa stopa” oraz „W imię ojca” i trzy razy jako scenarzysta filmów „Nasza Ameryka” (najlepszy scenariusz oryginalny), „Moja lewa stopa” i „W imię ojca” (w obu przypadkach za najlepszy scenariusz adaptowany). Dodatkowo Sheridan był nominowany do Oscara jako producent filmu „W imię ojca”, który w 1993 roku znalazł się wśród kandydatów do tytułu najlepszego filmu roku. Ostatni film reżysera, „Get Rich or Die Tryin': Historia 50 Centa”, to emocjonująca autobiografia rapera 50 Centa, która opowiada o jego drodze na szczyty sławy. Wcześniej reżyser współpracował ze swoimi córkami Naomi i Kirsten przy realizacji ciepło przyjętego przez krytyków filmu „Nasza Ameryka”. Scenariusz powstał na kanwie osobistych doświadczeń reżysera, który nie mając grosza w kieszeni wyemigrował z Irlandii i osiedlił się w Nowym Jorku. W 2004 roku „Nasza Ameryka” zdobyła trzy nominacje do Oscara: za najlepszy scenariusz oryginalny, za najlepszą rolę pierwszoplanową dla Samanthy Morton oraz za najlepszą rolę drugoplanową dla Djimona Hounsou. W styczniu 2010 roku ruszyła produkcja najnowszego filmu Jima Sheridana. Będzie to thriller „Dom snów” z Danielem Craigiem w roli głównej.

Więcej informacji

Proszę czekać…